Podobno jeszcze przed wylotem, na lotnisku w Polsce czekało na Was kilka niespodzianek i przygód?
Wielki turniej to wielka przygoda. I wielkie problemy – już od początku. Nerwowo zrobiło się już na lotnisku, kiedy okazało się, że jeden z moich redakcyjnych kolegów… nie poleci z nami lotem do Kataru. Problemem okazał się drobny błąd w skomplikowanym systemie wizowym Katarczyków, tak zwanej karcie Hayya. Podobny problem miało zresztą kilku innych dziennikarzy, a nawet działacze PZPN-u – na szczęście wszystkim udało się dotrzeć do Dohy już następnego dnia.
Na pokład samolotu wpadliśmy niemal spóźnieni, bo do końca próbowaliśmy dzwonić i prostować sytuację kolegi. Gdy w końcu w ostatniej chwili ruszyliśmy do bramek samolotu, okazało się, że sprzęt do livestreamingu miał… baterię o zbyt dużej mocy i nie mógł zostać wniesiony na pokład samolotu. A z racji, że to sprzęt wart kilkadziesiąt tysięcy złotych musieliśmy „na już” załatwiać jego odbiór, jednocześnie nerwowo zerkając na zegarek, czy samolot nie odleci bez nas…
Czy był to już koniec problemów?
Nic z tych rzeczy. Tuż po zejściu z pokładu samolotu, podczas kontroli paszportowej uwagę Katarczyków zwrócił sprzęt do livestreamingu. Zostałem zabrany, wraz z kilkoma innymi dziennikarzami do osobnej kontroli – problem w tym, że Katarczycy wciąż mieli nasze paszporty! Przez kolejne minuty kontroler wychodził z paszportami, odczytywał nazwisko, sprawdzał sprzęt, po czym oddawał paszport właścicielowi. Dochodził do mojego nazwiska, sprawdzał sprzęt, po czym… odkładał mój paszport na koniec kolejki. Trwało to z czterdzieści minut, bo wciąż „dochodziły” do niej kolejne osoby! Ewidentnie mieli problem z ustaleniem, do czego służy mój sprzęt, który nie przypomina wyglądem tradycyjnej kamery.
Pomyślałem sobie, że pięknie się zaczyna. Stoję tu bez paszportu, bez internetu, nie zdążyłem kupić nawet katarskiej karty do telefonu. Nikt nawet nie wie, gdzie jestem, nie mam jak się skontaktować… Przypomniałem sobie wszystkie rzeczy, które mówiono i pisano o Katarze przed mundialem. I przeszedł mnie zimny pot. Wreszcie, po długich pertraktacjach udało się ustalić, że mój sprzęt to nie bomba i odzyskałem paszport. Ale łatwo nie było…
Aż boję się zapytać o kolejne przygody.
Kolejne przygody były już dużo radośniejsze. Dotyczą przywitania polskiej kadry w hotelu Ezdan Palace, w którym śpią „Biało-Czerwoni”. Dziennikarze ustawieni byli za barierkami przed hotelem, ale razem z Sebastianem Staszewskim, także dziennikarzem Interii, szybko zorientowaliśmy się, że hasło „FIFA journalist” otwiera w Katarze zdecydowanie więcej drzwi niż „journalist from Poland”. I jako jedyni polscy dziennikarze czekaliśmy na reprezentację Polski w lobby ich hotelu. Porozglądaliśmy się po korytarzach, obejrzeliśmy gigantyczną biało-czerwoną flagę z kwiatów i przygotowany tort w biało-czerwonych barwach. A potem dano nam nawet potrzymać tresowanego sokoła, który miał przywitać polskich piłkarzy.
Wreszcie rozsiedliśmy się wygodnie w fotelach, gdy znienacka jedna z kelnerek tanecznym krokiem podała nam dzbanek, nalewając herbaty do filiżanek. Za nią podążał facet z kamerą. I w taki właśnie sposób trafiliśmy do reklamy hotelu Ezdan Palace, który nagrywał klip na Instagrama z okazji powitania polskiej kadry. Klip ten można zobaczyć na Instagramie hotelu Ezdan Palace.
Tuż przed przyjazdem piłkarzy, ochroniarzom udało się nas pozbyć z wnętrza hotelu, ale tylko na chwilę. Po kilkudziesięciu minutach wróciliśmy do niego, zbierając materiały. Gdy około drugiej w nocy kończyliśmy je opisywać jedna z kelnerek, najpewniej sądząc, że należymy do polskiego teamu, niespodziewanie poczęstowała nas tortem przygotowanym na przywitanie polskich piłkarzy. Jakoś postanowiliśmy nie wyprowadzać jej z błędu…
Jakie macie warunki hotelowe?
Zakwaterowanie mamy bardzo dobre. Warunki są w porządku, mieszkanie jest dość duże, trzypokojowe. Wszystko jest czyste, z tyłu hotelu jest mały basen, nie można narzekać na nic.
Jak wygląda sytuacja z komunikacją językową na miejscu, z poruszaniem się po mieście?
Wszyscy stewardzi mówią po angielsku, a można spotkać ich na każdym kroku. Są to najczęściej obywatele Pakistanu, Bangladeszu, czy Sri Lanki, bo Katarczyków w ogóle nie można spotkać w „normalnej” pracy. Uprzejmość obsługi jest aż… przytłaczająca. Miejscowi w ogóle nie pokazują negatywnych emocji, a ich służalczość jest dla Europejczyków momentami kłopotliwa. Katar to jednak kraj ogromnych podziałów społecznych.
Rozwiń nam proszę tę myśl.
Katar oficjalnie ma blisko trzy miliony mieszkańców, ale samych Katarczyków jest tam jedynie paręset tysięcy. Zdecydowana większość to imigranci, najczęściej z azjatyckich krajów. I to oni wykonują właściwie wszystkie prace. Od kierowców Ubera, przez wskazywanie drogi przy metrze, czy sprzedawanie w sklepie – mówiąc tylko o tych, z którymi bezpośrednio się spotkałem. Są słabo opłacani i żyją w znacznie gorszych warunkach, niż kasta zarządzająca Katarem. Tu naprawdę widać podział na rasę nadludzi i podludzi…
Jak na pierwszych treningach zachowywali się zawodnicy polskiej reprezentacji? Czy byli zestresowani, czy dokuczała im pogoda?
Zawodnicy wydawali się skupieni na czekającym ich wyzwaniu. Nie narzekali na pogodę, zwłaszcza, że w godzinach popołudniowych jest naprawdę bardzo przyjemnie – temperatura wynosi około dwadzieścia pięć-dwadzieścia siedem stopni. Znacznie cieplej jest rankiem. Pytałem o ten temat Nicolę Zalewskiego. Odpowiedział, że dla niego temperatura nie jest problemem i czuje się podobnie jak w Rzymie, gdzie na co dzień mieszka.
Czy najbardziej wspominasz z ceremonii otwarcia i pierwszego meczu pomiędzy Katarem a Ekwadorem?
Najbardziej w pamięci utkwili mi wychodzący masowo ze stadionu kibice. Choć stadion był zapełniony w całości podczas ceremonii otwarcia, to na początku drugiej połowy trybuny były zapełnione jedynie w połowie. W końcówce spotkania – więcej było wolnych miejsc, niż zajętych…
Oczywiście muszę też zapytać o odczucia związane z meczem Polska-Meksyk?
Przede wszystkim zaskoczyła mnie dysproporcja kibiców z Meksyku a z Polski. Chyba 90% kibiców na trybunach miało na sobie zielone barwy! Dlatego dobrze, że mimo braku wsparcia z trybun Polacy nie przegrali pierwszego spotkania. Ogromnie szkoda niewykorzystanego rzutu karnego Roberta Lewandowskiego, ale trzeba szanować zdobyty punkt z Meksykiem. Był to mecz, który mógł przechylić się na każdą ze stron. Teraz sytuacja w naszej grupie jest arcyciekawa. A o to przecież w piłce chodzi – aby były emocje!
Dziękuję za rozmowę.
MH
Zdjęcie archiwum prywatne