– W 1999 roku musieliśmy zamknąć stary szpital, który nie spełniał żadnych wymogów – wspomina Jan Kus, ówczesny starosta powiatu oleskiego. -Wspólnie z naszym wydziałem zdrowia postanowiliśmy stworzyć „coś” nowego, cos pośredniego pomiędzy szpitalem a domem pomocy społecznej.
Wybór padł na zakład opiekuńczo-leczniczy dla osób starszych.
– By mógł powstać trzeba było zrobić remont – kontynuuje starosta. – Już na ten moment małym sukcesem było to, że żaden z pracowników szpitala nie został zwolniony. Wykorzystywali zaległe bądź bieżące urlopy albo też pomagali przy remoncie. Łatwo nie było. Trzeba było zamknąć kuchnię w budynku obok, windy nie było. Z perspektywy czasu ZOL nie miał prawa bytu, a jednak udało się, istnieje już dwadzieścia lat, jest jednym z najlepszych w województwie.
– Dziś mogę to powiedzieć, jako dobrodzienianin i ówczesny przewodniczący rady powiatu bałem się, że jeśli nam to nie uda się, to zostanie nam obiekt, który będzie niszczał jak wiele w Polsce – kontynuuje wspomnienia Bernard Gaida, ówczesny przewodniczący Rady Powiatu. – Ta przemiana szpitala w ZOL i to niedługo po tym, jak Dobrodzień stał się częścią powiatu oleskiego wywołała w społeczeństwie ogromy niepokój. Mieliśmy nawet konflikt w załodze ZOL-u. Te wszystkie trudności udało się przezwyciężyć. Zachowaliśmy piękny obiekt, a nawet jego prozdrowotną funkcję.
Pomógł występ Marcina Dańca
Duża w tym zasługa rządzących wówczas powiatem oleskim, którzy nie bali się podjąć trudnej i kontrowersyjnej decyzji. Swoją cegiełkę i to nie małą do tego wspólnego dzieła dołożyła również Danuta Skrzeszowska, która wówczas pracowała w wydziale zdrowia w Starostwie Powiatowym, a od samego początku zarządza dobrodzieńskim ZOL-em.
– Ten budynek nie wyglądał dobrze, z sufitu zwieszała się farba, materace były tak mocno zniszczone, że wychodziły z nich nawet robaki – opowiada Danuta Skrzeszowska, dyrektorka Samodzielnego Publicznego Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego im. królowej Karoli w Dobrodzieniu. – Jednym słowem – trzeba było działać. Zorganizowałam występ Marcina Dańca. Udało się zebrać dziesięć tysięcy złotych, za które kupione zostały okna. Nie było szybu, zorganizowaliśmy festyn, dzieci zbierały grosik do grosika, udało się i to zrobić. Z urzędu wojewódzkiego otrzymaliśmy środki na zakup windy.
Małymi krokami udało się wyremontować budynek, który pochodzi z 1894 roku.
– Wymieniliśmy ogrzewanie, w 2009 roku wyremontowaliśmy poddasze, w 2012 – elewację, a w tym roku stare, ponad stuletnie schody wymieniliśmy na nowe, dostosowane do osób starszych – wylicza dyrektorka.
Jeśli chodzi o sprzęt medyczny, to dużo udało się go pozyskać od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
– Chylę czoła przed Jurkiem Owsiakiem i jego orkiestrą, dzięki niej mamy podnośniki, łóżka, szafki, kardiomonitory, pompy infuzyjne – wylicza Danuta Skrzeszowska.
Koniec problemów z kręgosłupem
Od zawsze pani dyrektor marzyły się podnośniki sufitowe, które miały ułatwić pracę przede wszystkim personelowi.
– Duża jego część skarżyła się na problemy z kręgosłupem – tłumaczy dyrektorka. – Czasem by podnieść i przetransportować jednego pacjenta do łazienki potrzebnych było pięć osób.
W 2019 roku ZOL pozyskał dotację w wysokości 200 tys. zł z ZUS-u, dołożył własnych 50 tys. zł i w placówce zamontowane zostały podnośniki sufitowe.
– Rewelacyjna sprawa – kontynuuje Danuta Skrzeszowska. – Upina się pacjenta przy łóżku, przepina na korytarzu i stamtąd jedzie wprost do łazienki, gdzie w specjalnym siedzisku jest kąpany, osuszany i stamtąd z powrotem trafia na salę. Te czynności wykonuje jedna osoba, nie pięć. I co najważniejsze od 2019 roku nie mam zwolnień personelu na ból kręgosłupa, a były częste.
By czuł się u nas dobrze
W chwili obecnej placówka dysponuje 40 łóżkami, wykorzystywanych jest 36.
– Przyjmujemy pacjentów w bardzo ciężkich stanach, którzy wymagają całodobowego nadzoru pielęgniarskiego i lekarskiego – mówi dyrektorka. – Trafiają do nas z OIOM-ów z całego województwa opolskiego. Są często po nagłych zatrzymaniach krążenia, nieprzytomni, w śpiączkach. Do końca nie wiemy, co taki pacjent odczuwa, nie ma z nim kontaktu, jednak jako personel robimy wszystko, by czuł się u nas dobrze, przede wszystkim bezpiecznie. Jest jeszcze rodzina, którą również w tym trudnym czasie musimy wesprzeć. Oddaje nam pod opiekę ukochanego członka rodziny i chce mieć pewność, że będzie miał u nas wszystko, czego potrzebuje i to staramy się czynić.
Dziś jest przyjęty, jutro odchodzi
Niestety, często zdarza się, że pacjent dziś jest przyjęty, a jutro już odchodzi.
– Dwadzieścia lat temu mieliśmy pacjentów chodzących i świadomych, pielęgniarka była tak naprawdę opiekunką – dopowiada Danuta Skrzeszowska. – Nieprzytomne osoby nie miały gdzie się podziać i od pięciu lat swoje usługi dedykujemy właśnie nim, są stricte medyczne.
Co niepokojące, od kilku lat pacjentami ZOL-u i to w tych najcięższych stanach są nie tylko osoby starsze, ale też w sile wieku.
– Mamy Wojtka, który jest osiem lat po zatrzymaniu krążenia, cały czas nieprzytomny, teraz ma 51 lat – opowiada Danuta Skrzeszowska. – Mieliśmy 32-latkę, 28-latka, a nawet 18-latka. W rozporządzeniu ministra jest zapis, że dowodem dochodu jest decyzja emerytalno-rentowa bądź decyzja o zasiłku. Tworząc te zapisy nikt wtedy chyba nie myślał, że człowiek, który ma 40 lat, pracuje, może znaleźć się w ZOL-u. Kiedyś dedykowany był staruszkom, teraz to się diametralnie zmieniło, średnia wieku pacjenta znacząco się obniżyła.
Tekst i zdjęcia
MK