Nabrzmiała sytuacja
Społeczne konflikty są bardzo trudne do relacjonowania, albowiem każda ze stron ma swoje racje, natomiast dziennikarz nie jest sędzią i może jedynie zebrać w całość wypowiedzi, by przedstawić je czytelnikom. Mam też świadomość, że ksiądz jest sam, a parafian wielu, dlatego nie chcąc działać z zaskoczenia, redakcja w liście poleconym poinformowała ks. Adama Mikulskiego, proboszcza z parafii w Zdziechowicach: „nasza redakcja została poproszona o dziennikarską interwencję w konflikcie Księdza z parafianami i w niedzielę 29 września br. po mszy ok. godz. 12.oo nasz reporter podejmie próbę kontaktu z Księdzem oraz mieszkańcami, aby dochowując zasady głoszenia prawdy obiektywnej i dochowując szczególnej staranności i rzetelności przy zbieraniu i wykorzystaniu materiałów prasowych określonych w art. 12 Prawa Prasowego, niezbędne jest poznać między innymi stanowisko Księdza”. (ksiądz list odebrał).
Byłem wcześniej niż zapowiadałem i zdążyłem przedstawić się i zapytać wychodzącego z plebani księdza — czy mam przyjemność z ks. Adamem Mikulskim — potwierdził. Zapytałem, czy znajdzie dla mnie chwilę na przedstawienie swojego stanowiska w istniejącym konflikcie? Ksiądz dumnie i z godnością krocząc w stronę kościoła, nie zatrzymując się, ignorując rozmówcę, pokazał swoje plecy, mówiąc, że teraz ma mszę i nie ma dla mnie czasu. Podobnie nie ma czasu po mszy, bo jest zaproszony. Nie znam obecnych zasad kontaktu kapłanów z plebsem, jednak uczono mnie, że takie zachowanie nazywa się impertynencją niegodną osoby duchownej.
Agresja
O terminie mojego przyjazdu, poza księdzem nie wiedział nikt. Nie było tajemnicą, kim jestem, bo na aucie był napis „PRESS”, a ja miałem w ręku kamerę. Zaczęły podjeżdżać auta, z których wysiadali ludzie udający się do świątyni. Jednak nie wszyscy, bo z dwóch aut wysiadło dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Podeszli do mnie i zaczęli słownie wyrzucać mnie z drogi publicznej, bo według nich skłócam ludzi. Później dołączył trzeci mężczyzna. Po przedstawieniu się wyjaśniłem, że wykonuję swoją pracę dziennikarza, a jej utrudnianie jest karalne. Wtedy doszło do prawdziwej eskalacji i chyba obecność coraz liczniej przybywających ludzi uchroniła mnie od pobicia. Moim zdaniem, proboszcz poniósł sromotną porażkę na polu nauczania o chrześcijańskiej miłości do bliźniego. Faktycznie te osoby ziały tak ogromną miłością chrześcijańską, że należało się bać. Dobrze, iż tylko wymachiwały rękoma.
Pytania bez odpowiedzi
Mimo dołożonych starań ksiądz mnie zignorował i byłem zmuszony poznać racje tylko jednej strony konfliktu i trzech agresywnych mężczyzn.
Chciałem zadać proboszczowi poniższe pytania:
1. Dlaczego zostało zlikwidowane ogrzewanie w kościele?
2. Co się stało z piecem centralnego ogrzewania?
3. Jeśli został zutylizowany, to gdzie są dokumenty na to?
4. Dlaczego zostały zdemontowane balaski ołtarzowe i gdzie są?
5. Dlaczego zostały zdemontowane żyrandole i gdzie są?
6. Dlaczego zostały usunięte zabytkowe lampki z rąk aniołków z ołtarza i co się z nimi stało?
7. Gdzie są faktury za odnowienie monstrancji i wymianę drzwi wejściowych, jakie były tego koszty?
8. Co się stało z nagrzewnicami z kościoła?
9. Dlaczego organistki zostały usunięte z chóru?
10. Dlaczego kościół jest ciągle zamknięty?
11. Dlaczego dzwony nie dzwonią przed mszami?
12. Gdzie są rozliczenia za dach?
Zaproszono mnie na spotkanie w świetlicy wiejskiej, do której przybyło ok. 30 osób. Liczba się zmieniała w zależności od obowiązków. Przed kamerą wyrażali niepokój o swoją parafię, bo to oni, nie ksiądz są właścicielami mienia, które zniknęło, a ponadto odczuwają niesmak co do przestrzegania reguł kanonicznych. Zarzuty o arogancję i brak szacunku do innych stanowił okruszek zarzutów poważnych, jeżeli to prawda; zdających się ocierać nawet o kodeks karny. Nie zostały wyjaśnione okoliczności zaginięcia, między innymi: pieca centralnego ogrzewania (w dniu zakupu wart 36 tys. zł), żyrandoli, zabytkowych lampek w rękach aniołków, balasków ołtarzowych, nagrzewnicy itd., itp.
Zarzuty o charakterze duchowym
Parafianie zarzucają: nieakceptowalne treści niedzielnych kazań. Przerywanie mszy i zbieranie pieniędzy w ornacie. Zakaz odprowadzania w ostatnią drogę bliskiego zmarłego w kondukcie żałobnym, co ma wielkie znaczenie dla parafian. Ks. Mikulski twierdzi, że został on wydany przez kurię.
Ksiądz nie życzył sobie wspólnego przebywania z ministrantami i ministrantkami przed mszą świętą. Niepełnosprawne dzieci otrzymują sakramenty w innych parafiach z powodów znanych tylko ks. Mikulskiemu. Proboszcz nie przychodzi na zaproszenia wiernych na rozmaite uroczystości (kiermasze świąteczne, czy festyny), ale nawet nie ogłasza o nich mimo próśb wiernych. Gdyby nie powaga wydarzenia, to można byłoby powiedzieć, iż wisienką na torcie było w trakcie uroczystości Bożego Ciała wniesienie do kościoła monstrancji pod pachą. Wszedł sam, bez wiernych bez Te Deum (sic!).
Podsumowanie
Dziewięćdziesiąt minut zgłaszanych zarzutów i skarg na księdza zakończyło się aklamacyjnym podniesieniem rąk na zapytanie, czy wszyscy zgadzają się z postawionymi zarzutami.
Ocenę sytuacji zostawiam czytelnikom, bo wiadomo, iż biskupi są z reguły ludźmi starszymi i często niedowidzą. Byłoby dobrze, gdyby jednak istniejący problem dostrzegli i zlikwidowali w zarodku, a nie w chwili, kiedy zdesperowani wierni nie wpuszczą księdza do kościoła.
J