Zanim przejdziemy do meczu z Francją, cofnijmy się jeszcze do pojedynku Polaków z Argentyną. Jak z trybun wyglądał ten mecz? Czy ta przewaga i bezsilność naszej kadry była aż tak widoczna?
Niestety, zdecydowanie tak. Nasi piłkarze byli absolutnie bezradni, nie potrafili stworzyć żadnej akcji. Gdyby Argentyna potrzebowała wygrać ten mecz pięcioma bramkami – pewnie by wygrała.
To był w ogóle jeden z najdziwniejszych momentów podczas turnieju. Zagraliśmy beznadziejnie, do końca liczyliśmy żółte kartki i spoglądaliśmy na wynik meczu Meksyku z Arabią Saudyjską. I nagle udało się – po raz pierwszy od trzydziestu sześciu lat, pierwszy raz za mojego życia, awansowaliśmy do fazy pucharowej mistrzostw świata. Miałem świadomość, że to historyczny moment. A jednak stałem tam na miejscu, spoglądałem na cieszących się piłkarzy i nie umiałem w sobie wzbudzić entuzjazmu. „Co jest ze mną nie tak?” – przemknęło mi nawet przez myśl. To było naprawdę dziwne. Awans to wielki sukces, doceniałem to nawet w tamtej chwili, ale po takim meczu naprawdę trudno było wzbudzić w sobie wielką radość.
Leo Messi z trybun to faktycznie najlepszy piłkarz w historii piłki nożnej?
Żeby to stwierdzić, musiałbym zobaczyć też z trybun Pelego i Maradonę, ale jestem skłonny uwierzyć, że tak. Nawet w wieku trzydziestu pięciu lat widać, że jest piłkarzem z innej planety. Nikt tak jak on krótko nie prowadzi piłki, nie ma takiego balansu ciała, dryblingu. Ma idealne przyjęcie, …
Więcej przeczytacie w 28 wydaniu Gazety Oleskiej (od 8 grudnia w sprzedaży)