Na początku proszę się przedstawić. Kim jest Marek Kudra, od ponad roku dyrektor oleskiego domu kultury?
Pochodzę z Brzegu i tam mieszkam. Oprócz pracy w domu kultury w Oleśnie, jestem też wykładowcą na Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym imienia Jana Długosza w Częstochowie w katedrze muzyki. Wiąże się to z moim wykształceniem, ponieważ we wrocławskiej Akademii Muzycznej ukończyłem dwa kierunki – chóralistykę w ramach edukacji muzycznej oraz dyrygenturę symfoniczno-operową.
Jak to się właściwie stało, że objął pan to stanowisko? Była to trudna decyzja?
Ogłoszenie dostrzegłem na Facebooku mojego kolegi Korneliusza Wiatra, który świetnie działa oleskiej Szkole Muzycznej. Pomyślałem sobie, że spróbuję. Już od jakiegoś czasu brałem udział w konkursach na takie stanowisko. Głównie po to, by się sprawdzić, bo za każdym razem byłem bogatszy o pewne doświadczenia, uczyłem się czegoś nowego, zaskakiwały mnie kolejne pytania.
I szczerze mówiąc, nie planowałem go… wygrać. Dlatego bardzo miłym zaskoczeniem było, gdy komisja konkursowa wybrała właśnie mnie.
Potrzebowałem trochę czasu na zastanowienie, bo jedną rzeczą jest chęć udziału i wygranie takiego konkursu, a drugą faktycznie podjęcie rękawicy. Miałem kilka takich rozterek, jak choćby odległość od Brzegu. Mając jednak w perspektywie także pracę w Częstochowie stwierdziłem, że Olesno jest akurat w połowie drogi.
Co było najtrudniejsze w pierwszych miesiącach pracy?
Po pierwszym miesiącu pracy miałem obawy, czy na pewno dam radę. To jednak duża odpowiedzialność – nie pilnuje się tu wyłącznie rzeczy artystycznych, ale też wielu związanych z formalną częścią działania domu kultury. Nigdy wcześniej nie miałem okazji zarządzać tak dużymi pieniędzmi i musiałem zrozumieć zasady księgowości, poznać także prawo zatrudniania pracowników.
Trafiłem jednak na bardzo dobrych ludzi, którzy tu pracują, na których bardzo mogłem liczyć. Podobnie, jak na poprzedniego dyrektor Ernesta Hobera, do którego wydzwaniałem chyba codziennie w najróżniejszych sprawach i zawsze był chętny do pomocy. Także wspomniany Korneliusz Wiatr, który pełnił funkcję dyrektora domu kultury po przejściu na emeryturę pana Ernesta – on również bardzo mi pomagał.
To był trudny czas dla naszego zespołu, ale chcieliśmy naprawdę wszystko to sobie tak poukładać, poznać się, by móc spokojnie tym obiektem zarządzać. Zdaję sobie sprawę, że dla pracujących tu już wiele lat ludzi, to też nie jest łatwa sytuacja, gdy pojawia się „nowa miotła”. Starałem się jednak podchodzić z dużym szacunkiem do tego, co zostało w tym miejscu do tej pory wypracowane. Najfajniejsze jest to, że po tym czasie czujemy się tutaj jak w rodzinie. I nie było do tej pory sytuacji, byśmy czegoś nie dali zrobić. Wszyscy sobie pomagamy, zastępujemy, potrafimy szybko reagować, gdy na przykład w trakcie imprezy dzieje się coś niespodziewanego, jak choćby gasnące światło.
Czemu to akurat pana kandydatura mogła przekonać komisję?
Wydaje mi się, że najbardziej przekonało ją to, że ja tym konkursem w ogóle się nie stresowałem, bo nie zamierzałem go w ogóle wygrać. Wiem jednak też, że komisja zastanawiała się nad tym, że nie pochodzę stąd i nie znam środowiska.
Został pan dyrektorem domu kultury jako młody człowiek, zastępując właściwie oleską legendę, czyli Ernesta Hobera, który sprawował te stanowisko przez trzydzieści lat. On zna tu wszystkich i jego znają wszyscy.
To było ogromnym plusem dla mnie, gdy w niektórych sytuacjach nie wiedziałem, jaką decyzję mam podjąć, wtedy zawsze mogłem liczyć na jego radę, doświadczenie i wsparcie. I jest tak do tej pory. Bywają sytuacje w innych miastach, gdy dyrektor odchodzi w niedobrej atmosferze, a tutaj było zupełnie inaczej. Mam ogromne szczęście, bo można powiedzieć, że zostałem tu przywitany na atłasowej poduszce i to jest bardzo cenne.
Piękną rzeczą było, gdy po którejś z imprez do mojego gabinetu wszedł burmistrz Sylwester Lewicki, by pogratulować i popatrzył, że siedziałem ja, pan Ernest Hober, Korneliusz Wiatr i powiedział, że trzech dyrektorów jednego ośrodka, w jednym miejscu, rzadko mu się zdarza spotykać.
Rozpoczął Pan pracę w trakcie pandemii i trudnej sytuacji ekonomicznej. To nie był łatwy czas dla funkcjonowania ośrodków kultury.
Pandemia oczywiście była bardzo trudna dla nas, gdy nie mogliśmy działać. Zacząłem pełnić to stanowisko pierwszego czerwca i od razu musiałem dopiąć kwestie artystyczne związane z Dniami Olesna. Zwykle o tej porze szczegóły są znane, umowy są dopięte. I w tej akurat sytuacji czas pandemii bardzo pomógł, bo mierzyli się z tym wszyscy w całym kraju.
Oczywiście sytuacja ekonomiczna też wpłynęła na nasze funkcjonowanie, bo były momenty, w których musieliśmy zrezygnować z niektórych imprez, aby zachować płynność finansową. Trudno było zaplanować pewne rzeczy, ale musieliśmy próbować, nie pozwalając sobie zarazem na nonszalancję.
A co pan wiedział o Oleśnie, zanim zaczął tu pracować?
Olesno kojarzone jest przede wszystkim ze słynnym napojem o smaku śmietankowym i o przywiezienie go od razu miałem kilka próśb od znajomych, gdy dowiedzieli się, że będę tu pracował. Znałem tez już wcześniej Korneliusza Wiatra i oczywiście Jazzobranie, które jest znane w całej Polsce, podobnie jak Ogólnopolski Przegląd Piosenki Poetyckiej.
Miał pan okazję rozmawiać z mieszkańcami Olesna? Podpowiadali, co mogłoby się zmienić w funkcjonowaniu domu kultury?
Takich spotkań, nawet w gabinecie, było bardzo dużo. Między innymi podczas wakacyjnego kina plenerowego, czy Dni Olesna, była taka okazja. Drzwi do mojego gabinetu, czemu się wiele osób dziwi, są właściwie zawsze otwarte. Tak wolę pracować, no chyba, że robię coś, do czego potrzebuję absolutnej ciszy, to wtedy je zamykam.
Ale właśnie z tego powodu, często osoby tu zaglądają. Tak narodził się pomysł na zajęcia z jogi. Początkowo nie widziałem w tym wielkiego potencjału, a dałem się przekonać i przerosło to moje najśmielsze oczekiwania, bo cieszą się olbrzymim zainteresowaniem.
Co Pana najbardziej zaskoczyło, a co było największym wyzwaniem w tej pracy?
Na pewno jestem bardzo mile zaskoczony formą współpracy pomiędzy różnymi placówkami w mieście, otwartością na pomoc.
Wyzwaniem w zasadzie była każda impreza. Z pewnością Dni Olesna i pierwsze dożynki były na tyle dużymi wydarzeniami, że było na czym się uczyć. Trzeba było poznać ludzi współpracujących z nami, zapamiętać szybko ich imiona, wiedzieć, za co odpowiadają.
Staram się wychodzić ze swoimi propozycjami, żeby przełamać czasami myślenie „ale u nas zawsze tak było”. Czasami niewielka zmiana może przynieść nieoczekiwanie duże korzyści. Oczywiście nie wszystkie moje decyzje to same pasmo sukcesów, bo z niektórych pomysłów się wycofywałem. Zmieniliśmy jednak na przykład to, że można u nas płacić kartą, są płatności internetowe za zajęcia. To spotkało się z pozytywnym odbiorem.
Zareklamujmy młodszym i starszym mieszkańcom Miejski Dom Kultury w Oleśnie. Jaka na co dzień jest jego oferta?
Jest tego bardzo dużo. Są przede wszystkim u nas zajęcia teatralne. Mamy trzy grupy. Jest grupa Pchełki, którą opiekuje się Aleksandra Płaszewska, kierownik do spraw organizacji naszego domu kultury. To małe rezolutne dziewczyny, w które mocno wierzę, że zdobędą świat teatralny. Oprócz tego pani Ola prowadzi także zajęcia plastyczno-kreatywne. Jest także teatr dla młodzieży i teatr dla dorosłych w grupie Teatru Drama, który prowadzi Dagmara Staniszewska.
Najbardziej rozwinięte są zajęcia z grupami tańca towarzyskiego, ponieważ mamy i pary sportowe, grupę dziecięcą, młodzieżową, seniorów. Wszyscy zdobywają mnóstwo pucharów.
Są także zajęcia z artystycznego aerobiku, które prowadzi pani Urszula Rusicka, czyli grupa Omega – młodsza i starsza. Są tańce latynoamerykańskie, mamy grupę, która kultywuje tradycje romskie, mamy zumbę, hip-hop. Dla każdego coś się na pewno znajdzie.
Mamy także Klub Plastyków Nieprofesjonalnych, choć niech nazwa nie zmyli, bo to co oni tworzą jest bardzo profesjonalne. Zajęcia te prowadzi pani Mariola Orman w dwóch grupach – dla dzieci i dla dorosłych. Mamy zajęcia typowo kreatywne, czyli Klub Małego Odkrywcy.
Jest chór OlenSis, który prowadzi pani Karina Duch. Odbywają się ponadto także u nas regularne spotkania Klubu Seniora. Mamy gimnastykę relaksacyjną, także dla seniorów i wspomnianą już jogę. Więcej informacji można znaleźć na naszej stronie internetowej lub po prostu w budynku domu kultury.
Co w najbliższym czasie, jeśli chodzi o plany infrastrukturalne, może wydarzyć się w domu kultury?
Naszą największą potrzebą infrastrukturalną jest oczywiście remont obiektu, ale w tym przede wszystkim zainstalowanie windy. To nasza największa potrzeba z racji, że sala widowiskowa jest na pierwszym piętrze i staramy się już od długiego czasu o dofinansowanie. Tylko za moich czasów złożyliśmy trzy wnioski w tej sprawie, a i przede mną czyniono starania. Chcemy, żeby osoby starsze i niepełnosprawne mogły swobodnie dostać się do sali widowiskowej.
Zresztą jest ona także potrzebna, gdy trzeba przetransportować duży sprzęt, nie tylko muzyczny. Niedawno złożyliśmy kolejny wniosek i liczymy na pozytywny odzew.
Wybiegając już w przyszłość, moim marzeniem jest zrobienie kompleksowego remontu sali widowiskowej. Jest ona fantastyczna, urokliwa, ale musimy dostosować ją do współczesnych potrzeb wykonawców i wydarzeń.
Przed nami czas świąteczno-noworoczny. Co zawiera kalendarz wydarzeń oleskiego ośrodka kultury na te dni?
Tuż po świętach Bożego Narodzenia to przede wszystkim bal sylwestrowy w domu kultury i Orszak Trzech Króli. W niedzielę piętnastego stycznia zapraszam mieszkańców Olesna i nie tylko do domu kultury na koncert noworoczny, który przygotowuję z Książęcą Orkiestrą Symfoniczną. To mój zespół, który w maju będzie świętował dziesięciolecie.
Po przerwie spowodowanej pandemią powraca ważna impreza, którą jest Wielopokoleniowe Kolędowanie. Jej organizatorem jest pani Karina Duch z chórem OlenSis. A potem czeka nas już czas ferii zimowych i na pewno będziemy mieć przygotowanych wiele atrakcji dla dzieci.
Czego chciałby Pan życzyć z okazji świąt Bożego Narodzenia czytelnikom „Gazety Oleskiej”?
Przede wszystkim prawdziwego spokoju i poczucia bezpieczeństwa w tych szalonych czasach oraz by dom kultury był ich drugim domem, by nas odwiedzali, uczestniczyli w tym, co im oferujemy. By mówili nam nadal o swoich potrzebach, bo jesteśmy właśnie dla nich. Nasz dom kultury jest otwarty na ciekawe inicjatywy, pomysły, jest do wzięcia dla mieszkańców. Niech się w nim dużo dzieje, po prostu.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Martin Huć
Zdjęcia archiwum prywatne/Mirosław Dedyk