– W lutym będę miała siedemdziesiąt lat i gdyby ktoś mi powiedział, że ja w tym wieku zostanę Miss Wdzięku 45+, to kazałabym mu się popukać w głowę – rozpoczyna swoją opowieść Elżbieta Małyska. – Zresztą za dużo do powiedzenia to ja nie miałam. Dziewczyny z naszego koła gospodyń powiedziały: „Ela, jedziesz na wybory miss, w tym roku nie ma tłumaczenia: nie chcę, nie będę, będziesz reprezentować Kowale najlepiej jak potrafisz”. Co miałam zrobić, spuściłam głowę, zgodziłam się i pojechałam.
Festiwal Kół Gospodyń Wiejskich „Polska od Kuchni” to wyjątkowe wydarzenie przygotowane z myślą o szerzeniu dziedzictwa kulinarnego, promowaniu zdrowego stylu życia, edukacji ekologicznej oraz pielęgnacji polskiej kultury i tradycji. Wielki finał odbywa się na PGE Narodowym, najpierw jednak w każdym z województw.
– W naszym województwie o tytuł „miski wdzięku 45+” walczyło siedem pań, wśród nich byłam ja – opowiada pani Ela. – Na te wojewódzkie eliminacje pojechałam, tak jak stałam. Bez makijażu, bez specjalnej fryzury, bez wielkich przygotowań. Nie za bardzo wierzyłam, że mogę tam coś zdobyć, a wygrać to już w ogóle.
Pani Ela może i nie wierzyła, ale „Babeczki z rodzynkami”, czyli Koło Gospodyń Wiejskich w Kowalach jak najbardziej.
– Musiałam zaprezentować się w trzech kreacjach – opowiada pani Ela. – W wianku jako panna młoda. Potem w czepku, już jako świeżo upieczona małżonka. I na koniec w kreacji wieczorowej, miałam czarną sukienkę, żadną specjalną. Oczywiście, że się bałam, czy się nie potknę, czy wyduszę z siebie słowo, jak o coś mnie zapytają. A później sobie pomyślałam: „Ela, przecież tu nie krzyczą, nie biją, więc czego ty się boisz się, baw się, korzystaj z życia”.
W końcu nadszedł czas na werdykt. Dwa wyróżnienia, trzecie miejsce, drugie miejsce…
– Swojego imienia i nazwiska nie słyszę, moje dziewczyny już tam piszczą, że wygram, ale ja do końca w to nie wierzyłam – opowiada pani Ela. – To był dla mnie szok. Ja pierwszy raz w życiu szłam po wybiegu i zostałam wybrana miss wdzięku. Nie spodziewałam się tego absolutnie.
Pani Ela dla swojego koła wywalczyła 3 tysiące złotych. Wygrana oznaczała też, że będzie reprezentować województwo opolskie na wielkim finale, który odbył się na początku października na PGE Narodowym w Warszawie.
– Śmieję się, że musiała przyjechać babeczka z Praszki, bo tam wcześniej mieszkałam, w Kowalach dopiero od pięciu lat, żeby było o nich głośno w stolicy – śmieje się pani Ela.
A do stolicy pani Ela nie pojechała sama, ale z mocnym wsparciem „Babeczek z rodzynkami”.
– Pojechaliśmy w dziewięć osób, było super, niezapomniane przeżycie – opowiada opolska Miss Wdzięku 45+. – Tam już o tytuł walczyło nie siedem pań, a sześćdziesiąt cztery. Szans nie miałam, ale nie po kolejny tytuł tam pojechałam. To przecież zabawa, a ta była wyśmienita. Zobaczyliśmy Narodowy, pozwiedzaliśmy nieco stolicę, byliśmy w muzeum, na koncercie Zenka Martyniuka i wróciliśmy do domu, do naszych Kowali.
Pani Ela przyznaje, że często słyszy na ulicy: „O, nasza miss wdzięku idzie”.
– Ludzie gratulują mi odwagi i ja chyba sobie jej też najbardziej, już niczego się boję, w tym wieku po wybiegach chodziłam i to trochę na własne życzenie – mówi pani Ela. – Jak się wprowadziłam do Kowali, to nikogo nie znałam. Organizowane były wtedy dożynki w Strojcu i sołtyska – Ela Chyż zachęcała mieszkańców do zaangażowania się w przygotowania. Podjechałam do niej na podwórko i powiedziałam, że też z chęcią pomogę i tak już zostało. Jestem w kole gospodyń wiejskich, mamy super ekipę, a Kowale to już też mój dom, tak się tu czuję.
MK
Zdjęcia KGW w Kowalach