Jakby powiedzieli młodzi – był ogień, była petarda, była Ameryka… Grupa Ghost Note, bawiąca się muzyką, co było widać i co było czuć, wręcz porwała i to w najlepszym tego słowa znaczeniu 400-osobową publiczność, zgromadzoną w środowy wieczór (19 października) w Miejskim Domu Kultury.
I to tylko dowód na to, że takie imprezy, nawet w tak małych miasteczkach jak Olesno mają sens. Miłośników i koneserów jazzu tu nie brakuje. To jednak może nie syzyfowa, ale jednak praca, która trwała lata.
– Od wielu lat pracujemy nad tym, by zbudować markę Festiwalu Jazzobranie – mówi Korneliusz Wiatr, dyrektor artystyczny festiwalu. – Pewnie niektórzy jeszcze pamiętają pierwsze edycje, to był jazz w restauracji, było piwko, był bigos..
Z roku na rok, każda kolejna edycja Jazzobrania stawała się bardziej wykwintna, bardziej renomowana… Organizatorzy zaczęli zapraszać gwiazdy z coraz wyższej półki. I to nie tylko z Polski, ale i z zagranicy. Ba, ze Stanów Zjednoczonych, de facto kolebki jazzu.
By zobaczyć rangę tego festiwalu, wystarczy wymienić takie nazwiska jak: Michał Urbaniak, Ewa Bem, Adam Sztaba, Mike Stern, Dave Weckl, Yellowjackets, Włodek Pawlik, Eric Marienthal, Jan Ptaszyn Wróblewski, Andrzej Jagodziński, Henryk Miśkiewicz, Marek Napiórkowski, Piotr Wojtasik, Maciej Sikała, Krzysztof Herdzin, Anna Serafińska, The Globetrotters, Old Metropolitan Jazz Band, Jose Torres & Havana Dreams i wielu innych.
– Tak, to, że gościliśmy takie gwiazdy otwiera kolejne drzwi do największych – przyznaje Korneliusz Wiatr. – Skoro tydzień czasu w Oleśnie był Eric Marienthal – prowadził warsztaty, dał koncert, to mu się podobało, to musi tam być fajnie, tak to chyba działa.
Gwiazdą tegorocznej edycji Jazzobrania była amerykańska grupa Ghost Note, prowadzona przez Roberta Sput Spearing’a, wielokrotnego zdobywcę Grammy i wybitnego perkusistę.
– Są na początku swojej europejskiej trasy koncertowej – mówi dyrektor artystyczny festiwalu. – Byli w Czechach, w Gruzji, dziś są w Oleśnie, a potem będą w Holandii, Francji, Szwecji, Wielkiej Brytanii.
I jak się popatrzy na listę koncertów, to odbywają się one w światowych stolicach. I obok nich wcale nie Warszawa, nie Kraków, nie Poznań, nie Wrocław, a maleńkie Olesno. I to jest sukces, największa wartość dodana oleskiego Jazzobrania.
– To są genialni artyści – mówi Korneliusz Wiatr. – Robert Sput Spearing grał z wszystkimi najlepszymi współczesnymi jazzmanami.
Tegoroczna edycja Jazzobrania poświęcona została źródłom „czarnej muzy”, dlatego też grane były kawałki w stylizacjach gospel, R&B, funky. Dlatego też suport w wykonaniu oleskiego Wind Bandu, Młodzieżowego Studium Muzyki Rozrywkowej z Olesna i lublinieckich Gospelsów poświęcony został Arlecie Franklin, w 80-tą rocznicę urodzin królowej soul.
Tradycji festiwalu też stało się zadość. Na finał amerykańska gwiazda wieczoru na scenie wystąpiła wspólnie z młodymi muzykami z Olesna i Gospelsami z Lublińca, wykonując razem utwór „What is Hip” z repertuaru grupy Tower of Pawer.
– Może tego nie było słychać, ale to bardzo trudny pod względem rytmicznym i wokalnym utwór – mówi Korneliusz Wiatr. – Pracowaliśmy nad nim ponad miesiąc, grupa Ghost Note przysłowiowe pięć minut, a to tylko pokazuje, jakiej rangi artystów gościliśmy w Oleśnie.
MK
Zdjęcia Foto Dedyk