– Spełniłem swoje marzenie – rozpoczyna opowieść pochodzący z Kozłowic, a mieszkający w Praszce 29-letni Dawid Kajkowski. – Na drugim krańcu świata niosłem flagę Polski w czasie otwarcia Światowych Igrzysk Osób po Transplantacji. Nie da się opisać słowami tego, co się wtedy czuje. Duma – to chyba najwłaściwsze słowo. Wśród sportowców mówi się, że na tym co niesie flagę wisi klątwa i nie zdobywa medali. Na szczęście w moim przypadku to się nie sprawdziło. Z Australii przywiozłem w sumie cztery krążki i niezliczoną masę wrażeń. Pływałem w oceanie, na żywo widziałem kangury i koale, przepiękny kraj, cudowni ludzie…
Pierwszy dzień swoich startów Dawid zakończył z dwoma brązowymi medalami – w pchnięciu kulą i rzucie piłeczką palantową.
– Nie do końca jestem zadowolony z tych wyników, to nie był mój dzień – mówi Dawid Kajkowski. – Nie udało mi się obronić z angielskiego Newcastle tytułu mistrza świata w piłeczce. Byli lepsi tego dnia, ale taki właśnie jest sport, nieprzewidywalny i przez to tak wspaniały. W drugim dniu startów – 21 kwietnia Dawid wywalczył srebro w rzucie oszczepem i brąz w sztafecie 4×400 m.
– Te starty godzinowo praktycznie się nakładały – mówi sportowiec. – Rzuciłem oszczepem i niemal biegłem na start sztafety. Zdążyłem tylko zmienić buty, chwilę odsapnąć i trzeba było znów biec dalej. Te dwa medale Dawid zadedykował swojej żonie, która tego dnia obchodziła 30. urodziny.
– Żona Milena i córeczka Hania są cudem mojego życia – mówi sportowiec. – Wspierają mnie każdego dnia, tak jak i moi rodzice, którym z całego serca za to dziękuję. To właśnie żona, córeczka i rodzice witali Dawida na dworcu kolejowym PKP w Częstochowie po prawie 20-godzinnym locie z Australii, z międzylądowaniem w Katarze.
– Prosto z lotniska w Warszawie, jechałem na dworzec PKP, by jak najszybciej być z moimi bliskimi, dla których zawsze jestem mistrzem świata – śmieje się Dawid, na którego ciąg dalszy niespodzianek czekał w domu. Był tort, szampan i nawet wydanie „Gazety Oleskiej”, na łamach której ukazał się artykuł o Dawidzie niosącym polską flagę na otwarciu Światowych Igrzysk Osób po Transplantacji w Australii.
Spełnienie marzeń
Dla Dawida udział w Światowych Igrzyskach Osób po Transplantacji był spełnieniem marzeń. – Przez ostatni rok mocno trenowałem, by wywalczyć sobie przepustkę do Australii i dostać się do polskiej reprezentacji, która w sumie liczyła 21 osób – opowiada Dawid. Potrzebne minimum sportowiec wywalczył w Krośnie, a potem już indywidualnie trenował, trenował…
– Po pracy i w weekendy jeździłem na boisko do Kozłowic, tam miałem ciszę i spokój – mówi. – Ostatnie pół roku było bardzo intensywne, a ostatnie dwa miesiące wręcz ekstremalne, robiłem po kilka treningów w tygodniu. Ciężka praca przyniosła efekty w postaci czterech medali.
– Korzystając z okazji dziękuję gminom Gorzów Śląski i Praszka, które wsparły mnie finansowo oraz panu Jackowi Szecówce, który już po raz drugi był moim sponsorem – mówi Dawid.
Wygrałem drugie życie
Dawid Kajkowski od sześciu lat żyje z przeszczepioną nerką. I jak sam mówi z życia stara się czerpać garściami.
– Wygrałem drugie życie, więc doceniam każdy dzień – mówi Dawid Kajkowski. – Wiem, co to choroba, bo jeszcze kilka lat temu nie było tak pięknie jak teraz, miałem nie lada problem z pokonaniem kilku schodów. Problemy zdrowotne u Dawida zaczęły się z pozoru błaho, od trzech niedoleczonych angin.
– Wcześniej nic nie wskazywało na to, że coś niepokojącego dzieje się w moim organizmie – mówi pan Dawid. – Uwielbiałem sport i jako nastolatek każdą wolną chwilę spędzałem na boisku. Pan Dawid grał w nieistniejącym już dziś klubie Ceramik Kozłowice. Zawsze też z sukcesami startował w zawodach szkolnych. Reprezentował gminę, powiat, a nawet województwo.
– Te nieszczęsne anginy to czasy gimnazjum – mówi. – Miałem naście lat, poleżałem kilka dni w łóżku, skończyłem brać antybiotyk i biegłem na boisko.
Nerki, które przez wiele lat mogą nie boleć, odezwały się w wieku 18 lat. Pan Dawid był w klasie maturalnej. Nieco gorzej się czuł, ale zawody z piłki ręcznej na tamten moment były najważniejsze. Bardzo chciał wziąć w nich udział…
– Jak wróciłem do domu, było już bardzo źle, mdlałem, rodzice od razu jechali ze mną na SOR – opowiada.
Po badaniach okazało się, że nerki pana Dawida praktycznie już nie pracują. Jedynym ratunkiem są dializy, a docelowo: przeszczep nerki. To brzmiało jak wyrok. Bardziej dla rodziców, wówczas dziewczyny, dziś żony. Nastolatek nie zdawał sobie z tego sprawy.
– Zresztą co ja wtedy wiedziałem o transplantacji, przeszczepach, nic, dla mnie to była czarna magia – dodaje pan Dawid, który przez 5 lat jeździł na dializy i czekał na jeden upragniony telefon o dawcy. On zadzwonił, a w pakiecie z nowym życiem pan Dawid dostał dwie siostry. Jedna jest już w niebie, ale jej nerka żyje…
– Nie ma dnia, bym nie myślał o mojej dawczyni – mówi. – To była młoda, 16-letnia dziewczyna, która zginęła w wypadku samochodowym. Z tego co wiem, uratowała sześć żyć. Każdego dnia modlę się za nią i za jej rodziców i dziękuję im, choć to za mało. Druga siostra pana Dawida to genetyczna bliźniaczka, która otrzymała drugą nerkę i mieszka w Kolbuszowej koło Rzeszowa. Jest w stałym kontakcie ze swoim bratem.
Co dalej?
– W przyszłym roku są mistrzostwa Europy w Portugalii, za dwa lata mistrzostwa świata w Niemczech, więc cele już mam – podsumowuje Dawid.
MK
Zdjęcia archiwum prywatne